Dzisiaj zabiorę Was w bardzo niebezpieczne miejsce... Buuhu, jasne ;) Chociaż większość facetów pewnie by się ze mną zgodziła.
Zabiorę Was do mojej torebki, a raczej pokażę, co zawsze mam przy sobie, co potrafi ułatwić mi życie i dlaczego to takie fajne. Zapraszam!
Zacznijmy może od samej głównej bohaterki wpisu - moja torebka jest marki Flora&co i kształtem nieco przypomina popularny model sławnego projektanta ;) Upolowałam ją za 100 - 150 zł w Krakowie, w sklepie Pepita przy ulicy Grodzkiej. To była miłość od pierwszego wejrzenia - od miesięcy szukałam prostej, neutralnej torebki w średnim rozmiarze. Kiedy zobaczyłam tę... "To jest to!". Intuicja mnie nie zawiodła - jasny, szary kolor pasuje do wszystkich sezonów w roku, długie uchwyty pozwalają nosić torebkę zarówno na ramieniu jak i na łokciu. Wszystkie metalowe elementy są w kolorze złotym, co nieco ociepla chłodną szarość. Breloczek jest mój i uważam, że jest słodki <3
Torebka jest na tyle duża, że mieści zeszyt i średnią książkę, a jednocześnie nie pozwala mi zapakować do niej całego świata. Jestem jedną z tych osób, która nie może nosić dużych torebek, bo kończy się to tym, że dźwigam jakieś 10 kg - bo WSZYSTKO się przyda. Ograniczenie miejsca pomaga.
Torebka wykonana jest ze sztywnego tworzywa, które nie brudzi się, a jeśli już, to łatwo czyści i jak dotąd, po prawie pół roku, nie widzę żadnych uszkodzeń.
Rozpisałam się, ale poważnie - nigdy nie byłam tak zadowolona z jakiejkolwiek torebki, jak z tej. Jednym słowem - Polecam!
Co jest w mojej torebce?
Po pierwsze - porządek! Na ile to możliwe ;) Staram się wszystko mieć poukładane w przegródkach i kieszonkach, zawsze tych samych. To znacząco ułatwia życie - np kiedy dzwoni telefon, już nie szukam go 10 minut, jak w worku Mikołaja. Druga sprawa - przekonałam się, że telefonom w torebkach bardzo grożą takie rzeczy, jak klucze, monety itp. Dlatego mam czyste sumienie wkładając go w tą małą telefoniczną kieszeń w torebce.
Serio, używam jej. Jestem jedyna na świecie?
Kolejnymi, najważniejszymi rzeczami w mojej torebce są: portfel - raczej oczywiste - i kalendarz. Mój jest z Elle i tym przewyższa inne, że jest naprawdę mały, cienki i poręczny.
Noszę też parasol, bo w Belgii pogoda potrafi zmienić się w 10 minut... na gorszą. Skoro więc już muszę nosić ze sobą coś takiego, zawsze wybieram jakieś wesołe, poprawiające humor kolory. Tym razem kupiłam fioletowy, pod kolor paznokci.
Zawsze - ZAWSZE - mam przy sobie balsam do ust (przeważnie więcej niż jeden) i krem do rąk. Tym razem oba są z EOSa. Krem do rąk ma dodatkową zaletę w postaci małego opakowania z grubego tworzywa - może nie jest najwygodniejsze w otwarciu, ale właśnie za to go lubię! Na pewno nie zrobi mi w torebce dziwnej niespodzianki, if you know what I mean...
W utrzymaniu porządku pomaga kosmetyczka. Moja jest przeźroczysta, z H&M - widzę wszystko, co w niej jest, bez otwierania. Noszę w niej wszystkie drobiazgi, które kiedyś poniewierały się po torebce. Kiedy zmieniam akurat torebkę, dużo łatwiej po prostu przełożyć taką saszetkę niż łowić kolejne małe rzeczy z dna.
Co noszę w kosmetyczce? Po pierwsze - grzebień, bo denerwują mnie nieuczesane włosy pod koniec dnia. Kilka przeciągnięć i od razu czuję się lepiej. Mój jest z drewna i kupiłam go w drogerii DM za 2 euro. Działa tak samo jak plastikowy (elektryzowanie itp - bez różnic), ale wygląda fajniej.
Mam też kilka spinek, just in case i gumkę, ostatnio Invisibobble - bo nie odgniata włosów i też ciekawie wygląda.
Mam również ze sobą żel przeciwko otarciom z Hansaplast, gdyby buty nagle mnie znienawidziły. I znowu Carmex - najlepszy balsam do ust.
Jeśli chodzi o rzeczy makijażowe - staram się używać na codzień kosmetyków, które nie wymagają poprawek, dlatego nie muszę targać ze sobą szczególnie wielu rzeczy. Najczęściej w ciągu dnia do poprawek używam chusteczek matujących. Mam również puder z AVON, jest całkiem w porządku, ale znowu - jego dużą zaletą jest naprawdę solidne opakowanie z dużym lusterkiem w środku.
W kosmetyczce mieszka też korektor z Catrice - akurat ten sięga już dna i zasłużył na spokojną starość w wersji "na wynos". To samo ze szminką i czarną kredką do oczu (bardzo pomocna we wszystkich okazjach, kiedy make-up dzienny trzeba zmienić w wieczorowy) - lubię takich "kończących się" kosmetyków nie zużywać do zera, ale zachować do kosmetyczki.
Ostatnią rzeczą, z którą się nie rozstaję, są okulary przeciwsłoneczne. Bo w nich wygląda się jak gwiazda!
A serio - ostatnio przeczytałam, że częste mrużenie oczu powoduje zmarszczki (wow, odkrycie) i zaczęłam nosić okulary, żeby oduczyć się tego. Moje są z New Looka, kosztowały 8 euro i mają wszystkie filtry. Poza tym sprawiają wrażenie całkiem porządnych.
Żaba <3 Uderzające podobieństwo ;) |
To wszystko! Naprawdę. Chyba nie jest tego aż tak strasznie dużo ;) Chciałabym powiedzieć, że nigdy nie rozstaję się z dobrą książką itp - ale to niestety nie prawda, zazwyczaj poza domem nie mam czasu na czytanie. Za to zawsze mam przy sobie słuchawki i wolne chwile zapełniam dobrą muzyką.
Podsumowując:
Jeśli kupuję coś tylko po to, żeby nosić w torebce, zwracam dużą uwagę na opakowania - mają być małe, ładne i solidne. Już raz zaliczyłam małe kataklizmy w postaci rozlanego kremu, rozsypanego pudru, czy coś w tym stylu - głupio byłoby dać się zrobić jeszcze raz na ten sam numer ;)
Wierzę też, że nawet w torebce wszystko powinno mieć swoje miejsce, a zwłaszcza telefon i klucze.
Podsumowując:
Jeśli kupuję coś tylko po to, żeby nosić w torebce, zwracam dużą uwagę na opakowania - mają być małe, ładne i solidne. Już raz zaliczyłam małe kataklizmy w postaci rozlanego kremu, rozsypanego pudru, czy coś w tym stylu - głupio byłoby dać się zrobić jeszcze raz na ten sam numer ;)
Wierzę też, że nawet w torebce wszystko powinno mieć swoje miejsce, a zwłaszcza telefon i klucze.
A Wy? Co staracie się mieć zawsze przy sobie?
żabka końcowa mnie rozczuliła:) Zazdroszczę porządku i ograniczonej ilości przedmiotów w torebce. Ja w mojej nosze chaos i kosmos. Od 2 sezonów kupuję ten sam model Torebki (miejską z desigual) bo tylko ona jest w stanie pomieścić to całe zamieszanie, nie wyglądając przy tym jak worek włóczykija.
OdpowiedzUsuńRównież jestem fanką takiego systemu przepakowywania torebek w postaci przeniesienia z jednej do drugiej małej kosmetyczki ;) Tylko zawartość jest inna, moja jest wypchana po brzegi. Mam w niej na pewno jeszcze wsuwki, tabletki przeciwbólowe, coś na kobiece sprawy, coś do pisania, często miniroletkę perfum... Poza tym zawartość torebki mam prawie identyczną, tylko że zawsze mam przy sobie mojego Kindle'a, bo po mieście poruszam się głównie komunikacją miejską i dzięki niemu nie marnuję nawet minuty!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o czytanie, przeważnie nie mam czasu na więcej niż sprawdzenie newsów na fejsie albo instagramie. Trochę mi szkoda, bo kiedy mieszkałam dalej od centrum, czytałam masę książek - coś za coś :<
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że im więcej rzeczy noszę, tym rzadziej ich używam bo... nie pamiętam, że je mam ;) Albo nie chce mi się do nich dokopywać. Poza tym doszłam do wniosku, że jeśli używam czegoś raz na rok, to nie warto codziennie tego ze sobą taszczyć. Problem, gdy trafię akurat na tę jedną w roku okazję, gdy czegoś potrzebuję - i nie mam ;)
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcie wymiata :D Ale kolorowo, stylowo w tej torebce :) A ten balsam do ust ze eosa muszę w końcu kupić, wszyscy go tak wychwalają :)
OdpowiedzUsuńŚwietne okulary! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Nastaw się na piękne opakowanie i ogólnie fajny gadżet - moim zdaniem w działaniu nie dorównuje Carmexowi... Chociaż to wciąż i tak całkiem dobry balsam ;)
OdpowiedzUsuń