Dzisiaj część druga i ostatnia opisu wrażeń z Miesiąca Bez Mięsa. Dowiecie się, jakie są nasze wrażenia po tym eksperymencie. Jak myślicie, zostaliśmy wegetarianiami?
Jeśli nie czytaliście poprzedniej części: Miesiąc bez mięsa - cz.1
Pewnie cały czas siedziałaś w kuchni...
E, nie ;)
Jeśli nie czytaliście poprzedniej części: Miesiąc bez mięsa - cz.1
Pewnie cały czas siedziałaś w kuchni...
E, nie ;)
Czasowo gotowanie wychodziło nawet krócej, bo wiele potraw z mięsem wymaga np.: długiego duszenia czy pieczenia. Warzywka są szczęśliwe po pół godzinie, maksymalnie. Przypiszę sobie teraz małą zasługę - sam pomysł na eksperyment zawdzięczamy Łukaszowi (serio serio), ale wykonanie jest moje. Wyszukiwanie pomysłów na fajne dania i ciekawych przepisów, no i później tworzenie cudów w kuchni jest dla mnie frajdą i przyjemnością. Nie-jedzenie mięsa nie oznaczało wcinania w kółko sałaty i marchwi.
Co do cen i cyferek na rachunku w spożywczym - nie ma różnicy. Kupujemy więcej warzyw i od czasu do czasu jakąś fajną rybkę.
Jak samopoczucie?
Lepiej.
Nie-jedzenie mięsa daje trudne do opisania uczucie lekkości. Czasami po dużym mięsnym posiłku byliśmy ospali i zmęczeni, a na naszej pseudo wegetariańskiej diecie ten problem kompletnie zniknął. Nie byliśmy też zmęczeni, czym nas straszono. Często mieliśmy nawet więcej energii niż wcześniej! Mogliśmy bez problemu uprawiać sport - żadnych różnic. Przekonaliśmy się, że "trzeba jeść mięso żeby mieć siłę" - to taki babciny mit ;)
Jeśli to, co mam na talerzu może wpływać na samopoczucie - to w wersji wege czułam się świetnie.
Jeśli to, co mam na talerzu może wpływać na samopoczucie - to w wersji wege czułam się świetnie.
Efekty?
Naszą akcję podsumowaliśmy badaniami krwi. I wiecie co?
- wyobraźcie sobie dźwięk werbli -
Tadadaaam....
Nie ma różnicy.
Serio. Wyniki moich badań krwi są tak samo w normie, jak były wcześniej. Łukasz też zalicza te same cyferki. Naprawdę chciałam wstawić w tym miejscu jakąś głęboką, super chemiczną analizę i mały naukowy wywód, tyle, że... no nie ma na czym robić tej analizy ;) Wyniki okazały się być mało szokujące.
Również nie zaobserwowałam żadnych zmian w stanie moich włosów, skóry, paznokci i przede wszystkim: wagi. Ważę tyle samo, co wcześniej.
Wiem, że miesiąc to za krótko, żeby oczekiwać jakichś spektakularnych zmian w organizmie, ale jednak... mogłyby być jakiekolwiek ;)
Co do samego zakończenia diety: 15 maja był dniem "w biegu" - od rana musieliśmy coś robić, ogarniać i załatwiać, nie mieliśmy czasu na nic i na śniadanie wskoczyliśmy na stację Orlen i... dopiero po godzinie zorientowaliśmy się, że wow, to było mięso. I nic się nie zmieniło. Nie zrobiło na nas wrażenia. Nie było tęczy i jednorożców. Nie było też uczucia "och, wreszcie, tak nam tego brakowało!" Po prostu.
I co teraz?
Podsumowując, powiem, że nie-jedzenie mięsa było fajną ciekawostką. Lekkostrawne posiłki to strzał w dziesiątkę. Trochę otworzyły nam się kulinarne horyzonty i mamy plan odżywiać się teraz zdrowiej, częściej nie jeść mięsa niż je jeść, włączyć do jadłospisu więcej ryb i nie bać się działu "Wege" z kart restauracji. Nie żałuję absolutnie i cieszę się, że wytrzymaliśmy i mieliśmy dość siły woli, by dokończyć to wyzwanie! Bo właśnie - dowodzi to naszej silnej woli, że można i da się i nie jest to nic specjalnie trudnego! No i w końcu mogę podyskutować z nawiedzonymi wegetariankami ;)
I... to chyba tyle.
Jak to powiedział kolega Jakub:
"Można się świetnie bawić na imprezie bez alkoholu......tylko po co?"
Można żyć bez mięsa - tylko po co? Skoro nie ma różnicy?
Myślę, że już możecie przewidywać odpowiedź na pytanie: Czy chciałabym zostać wegetarianką?
Zdecydowanie... tygrysy wracają na polowanie!
![]() |
Spodobały Ci się obrazki tygrysów? Wesprzyj WWF |