poniedziałek, 21 września 2015

Porażki zakupowe

Zdarzyło Wam się kupić coś, przynieść do domu, obciąć metkę i... nigdy tego nie założyć? A może macie rzeczy, na które zawsze wydajecie kasę, pomimo, że w szafie kurzy się z 10? A poza szafą, macie jakieś swoje zakupowe pułapki, w które się łapiecie? Na pewno tak, nie wierzę, że nie! Czas na szczere wyznania... 

Pomimo, że od jakiegoś czasu dużo bardziej przemyślanie podchodzę do tematu zakupów, staram się nie robić głupot... no cóż, czasami coś się jeszcze trafi. Na pewno rzadziej niż kiedyś, ale jednak mam się do czego przyznać, np:

1. Raz kupiłam kapelusz
Zacznijmy od czegoś zabawnego ;) Dokładnie rok temu kupiłam kapelusz. Założyłam go raz. Może dwa. Jest cudowny, uwielbiam go, chciałabym, żeby kobiety częściej nosiły kapelusze! Bo właśnie nie zakładam go, bo mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. A uzupełnię - nie jest zdobiony pawimi piórami, jest czarny i jesienny. Ale i tak jakoś... chyba musi jeszcze poczekać na swój moment.

2. Szminki
To jest mały absurd, bo właściwie nie maluję ust na krzykliwe kolory, a jak już, to może raz albo dwa w miesiącu. Tymczasem mam 18 szminek - w odcieniach od maliny, brzoskwini, fuksjowego różu po strażacką czerwień. Kolekcjonerstwo albo uzależnienie, sama nie wiem ;) W drogerii czuję się chyba jak dziecko w sklepie z landrynkami, uwielbiam kolorki i chciałabym mieć całą kolekcję ;) A potem maluję się w domu i... koniec końców usta zostają z bezbarwnym balsamem.
Na usprawiedliwienie powiem, że od roku nie kupiłam żadnej nowej szminki, więc jest światełko na końcu tego tunelu. EDYCJA: Och nie, przypomniałam sobie, że w zeszłym miesiącu kupiłam jednak szminkę... której jeszcze nie użyłam poza domem...


3. Szukanie ideału
I nie znajdowanie, w końcu kupno z braku laku czegokolwiek. A tydzień później znalezienie tego całego ideału i... 
Tym sposobem miałam kiedyś w szafie dwa czarne zimowe płaszcze, 2 narciarskie kurtki i jeszcze parę innych, niestety nie najtańszych podwójnych rzeczy. Teraz staram się albo nie mieć jakichś szczególnie wydumanych "ideałów", albo nie kupować czegoś, co w 100% nie spełnia moich oczekiwań. 

4. Zakupy grupowe
Serwisy kuszące super zniżkami były kiedyś moją zmorą. Kilka razy rzeczywiście skorzystałam z kuponu na zniżkę, ale mogę wymienić ze 3 okazje, kiedy pod wpływem impulsu kliknęłam "kup teraz" - i nigdy nie wykorzystałam tego zakupu. Chociażby bilety na strzelnicę. Brzmi świetnie, prawda? Nigdy nie byłam na strzelnicy! A teraz mam 2 wejściówki do wykorzystania w 3 miesiące, na pewno się wybierzemy! ... Never happen. 
Albo inne tego typu atrakcje, do których fajnie by było zebrać grupę tak 5-6 osób... No z 2 chętnych jeszcze może z bólem i od biedy bym znalazła, ale 6...? Never happen x2.
Kupony które okazały się trafionym zakupem wykorzystywałam przeważnie tydzień przed końcem daty ważności.
Groupony, okaziki itp to na szczęście przeszłość i historia ze studiów, w ramach terapii odsubskrybowałam wszystkie i skasowałam konta. 

--------------------------------------------

Oceniam, że nie jest ze mną źle. Na pewno potrafię sobie dużo częściej powiedzieć w sklepie "nie", niż było to kiedyś. Jasne, gdyby ktoś zajrzał do mojej szafki z butami, pewnie uznałby, że oszalałam mam ich o wiele za dużo, ale... Ale akurat buty kocham i nie postrzegam żadnej pary jako zakupową porażkę ;) Więc - subiektywnie - jest dobrze.
A Wy, kupiłyście/kupiliście kiedyś coś i żałowaliście?

PS: Przepraszam, za trochę długą przerwę w pisaniu ;) Miesiąc miodowy się przedłużył ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz