Tropikalne temperatury rozleniwiają... Ale nie aż tak, żeby ominąć notkę z podsumowaniem miesiąca!
Do rzeczy
Zacznę od drobiazgów: moimi rzeczowymi ulubieńcami miesiąca są:
Paleta Zoeva Cocoa Blend - czyli najnowsza zabawka od marki Zoeva. Moja pierwsza paleta tej firmy - już rozumiem zachwyty. Po pierwsze cienie są świetnej jakości, pięknie się z nimi pracuje/bawi. Mają mocne, napigmentowane kolory, nie osypują się i ładnie rozcierają - właściwie nie mogę im niczego zarzucić. Po drugie - w paletce wkłady są ogromne! Pojedynczy cień jest chyba większy niż klasyczne kółeczko z Inglota, czego się nie spodziewałam.
Palety nie poleciłabym każdemu, bo kolory są raczej... dziwne (w sensie - ja takich chciałam, ale wiem, że nie każdemu będą pasować) i u mnie jest uzupełnieniem innych palet, które już mam. Biorąc pod uwagę jakość, myślę że uniwersalną paletą dla każdego będzie Naturally Yours.
Kolejną rzeczą, która wywołała uśmiech w tym miesiącu jest... podkładka pod myszkę. Myślisz - heeej, co w tym fajnego?! Cóż... moja jest z moim imieniem ;) Dlatego jest taka super ;)
Film
Jurrasic World - po wyjściu z kina byłam rozemocjonowana i uszczęśliwiona jak dziecko. Serio, ten film niesamowicie mi się podobał! Trochę byłam zaskoczona czytając później recenzje, bo okazało się, że sporo osób uważa go za kompletną pomyłkę. Mogę tylko powiedzieć, że kiedy ktoś idzie na film o dinozaurach, może nie powinien spodziewać się filozoficznych dyskusji? To jest ten gatunek kina, w którym stawia się na dobrą zabawę i właśnie na to powinniście się nastawić.
Miejsce
Przejdźmy do meritum - pamiętacie moją notkę o Barcelonie? Mój chłopak przeczytał ją i powiedział: "Hej, chyba lubisz Barcelonę" - "Uwielbiam!" - odpowiedziałam. "Więc jedźmy tam jeszcze raz." - On na to.
Ok, to tak nie wyglądało. Lepiej. Nie wiedziałam o tym, że pojedziemy tam jeszcze raz prawie do ostatniej chwili ;) #Niespodzianka
Tym razem mieliśmy więcej czasu, niż jeden dzień - polecieliśmy do Barcy na cały weekend. I wiecie co? Po pierwsze - nie byliśmy po raz drugi w żadnym z tych miejsc, które opisałam ostatnio. Po drugie - odwiedziliśmy tylko nowe miejsca. Po trzecie - i tak brakło nam czasu. To magiczne miasto, za każdym razem odkrywa przed nami nową, jeszcze piękniejszą stronę.
Zwiedzanie zaczęliśmy od wybrzeża - zobaczyliśmy port, kolumnę Krzysztofa Kolumba i pozachwycaliśmy się jachtami i statkami.
Kolejnym punktem była plaża. Barcelona ma tę przewagę nad innymi zabytkowymi miastami, że jest położona nad morzem, plaża jest piękna i czysta i opalanie się na niej to sama przyjemność (o ile używacie filtrów). Na plażę wróciliśmy także późnym wieczorem i z zaskoczeniem zauważyliśmy jeżdżące po niej maszyny sprzątające i przesiewające piasek. No super ;)
Chyba najsłynniejszy widoczek z Barcelonety :) |
Zaliczyliśmy też budynki projektu Gaudiego, zwiedziliśmy dokładnie Casa Mila. Świetne muzeum - lubię architekturę, a w tym muzeum skupiono się, by pokazać jakim innowatorem i wizjonerem swoich czasów był Gaudi. Wyprzedzał swoją epokę, jego standardy i inspiracje rządzą do dziś.
Z innych ciekawostek: znalazłam rzeźbę bardzo grubego kota:
Jedliśmy tylko tapasy, na każdy posiłek. Tutaj - rogaty tuńczyk:
Widzieliśmy pokaz Magic Fountains - rzeczywiście jest pięknie i klimatycznie. Ale co tam fontanny, spójrzcie na to miasto!
Z wyprawy przywieźliśmy byka. Czerwonego, groźnego, hiszpańskiego byka wprost z areny corridy. Słodziak:
To wszystko! Na zakończenie fotka z wystawy sklepu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz