czwartek, 30 kwietnia 2015

3 marzenia = 3 plany

Podróże - uważam, że to właśnie dzięki nim poszerzają się horyzonty i uczymy się najwięcej. Zdobywamy zarówno wiedzę, jak i doświadczenie. Zobaczenie odmienności, różnorodności, innego podejścia do życia sprawia, że sami zaczynamy myśleć inaczej. Moim planem na najbliższe kilka lat jest zobaczenie trzech miejsc wymienionych poniżej - co najmniej! Ale to właśnie myśl o nich inspiruje mnie najbardziej.



Tokio


Uwielbiam Japonię! Pewnie zauważyliście to we wpisie o Szalonym Tokio Szulim (klik!). Kraj kwitnącej wiśni fascynuje mnie odkąd byłam nastolatką - chociaż przyznam, że wtedy szalałam raczej na punkcie mang i anime. Teraz dużo bardziej doceniam kulturę, jej totalną odmienność od naszej. I pomimo, że raczej nie lubię zwiedzać miast, to metropolia Tokio jest wyjątkiem. Zwiedzać to jedno - to takie płytkie, proste słowo. Ja chcę poczuć klimat miasta, doświadczyć go - odwiedzić buddyjskie świątynie, przejść przez skrzyżowanie Shibuya, spróbować tej mniej komercyjnej i turystycznej strony japońskiej kuchni i napić się prawdziwej zielonej herbaty. Powiedzieć cześć mangowej dziewczynie i popatrzeć na metropolię w nocy, zarówno z czubka wieżowca jak i ze środka ruchliwej ulicy albo dusznej knajpki z ramen.

Route 66


Przejechać przez Stany Zjednoczone - od Chicago do Los Angeles, najlepiej jakimś klasycznym, amerykańskim samochodem. Błędem mojego życia jest nie zrobienie prawka na motocykl, ale w sumie jakiś Pick-up albo oldschoolowy Cadillac też brzmią świetnie. 
Droga 66 to legenda USA. Jeśli myśląc o Stanach, nie macie w głowie obrazka Statuy Wolności, to na 100% coś, co znajduje się na trasie 66. Ma ten zakurzony, amerykański klimat. Jeśli czytaliście Neila Gaimana i jego Amerykańskich Bogów, albo którąś starą powieść Kinga, to wiecie o czym mówię - o tej odrobinie kiczowatości położonej między pustyniami i polami kukurydzy. Porzucone miasteczka, lasy w których gubią się nastolatki i czerwone pustynie z westernów. A poza tym... jesteś tylko Ty i droga. Wolność i pola kukurydzy. Vanishing point.

Bali


Wakacje pod parasolką z palmowych liści, z drinkiem w skorupie kokosa w dłoni i wodą tak przejrzystą, że widzisz koralową rafę i pływające ryby. Mieszkasz w domku na palach daleko od brzegu i w nocy słyszysz tylko szum fal - dla mnie brzmi świetnie. Po raz kolejny jest to odległe miejsce o innej, ciekawej kulturze. Słynie z pięknych widoków i zabytków. I jest zupełnie inne od europejskich popularnych kurortów - chociażby przez położenie geograficzne, równikowy klimat i tropikalne lasy. Chciałabym zobaczyć coś, co nie jest tak wyeksploatowane jak Egipt, coś autentycznego w swojej egzotyce. Miejsce, które nie jest ściemą dla turystów, tylko naprawdę jest piękne. Jest też synonimem bogactwa i luksusu. 



"Drogo" - myślisz, słysząc nazwę Bali. I narzucasz sobie "nie marzenie" o takich miejscach i takim stylu życia. A tymczasem właśnie o to chodzi w marzeniach - żeby ich realizacja była wyzwaniem! Bo to nie pieniądze Cię ograniczają, tylko Twoje pragnienia. 
Jakie masz marzenia, takie będziesz spełniać - jak marzysz o zobaczeniu Rzeszowa, to nie oczekuj Paryża. 

W moich wymarzonych podróżach chodzi o uczucia. O emocje, które wzbudza w Nas miejsce, w którym jesteśmy. Moje 3 miejsca wciąż nie są tak oklepane. Znalezienie się tam wciąż jest piękną przygodą, a nie tylko kolejnymi wakacjami all inclusive, z których zdjęcia i wspomnienia będą takie same jak z wakacji 2, 3 czy 5 lat wcześniej. 


A co Wy chcielibyście zobaczyć? Co macie w głowie, kiedy ktoś mówi "wymarzone miejsce"?