poniedziałek, 28 września 2015

Przereklamowane kosmetyki

Są takie kosmetyki, o których rozpisuje się cały urodowy internet: nagle wszystkie dziewczyny coś kupują, masowo chwalą i zachwycają się. Po usłyszeniu dziesiątków pozytywnych opinii w końcu na coś się decyduję, spodziewam się strzału w dziesiątkę i... No i jest tak średnio. Tak w sumie dobrze, ale... ale spodziewałam się więcej? 
Dzisiaj powiem coś, za co idzie się do blogerskiego urodowego piekła ;)


Pędzle Zoeva
Takie boomy na pędzle zdarzają się tak co dwa lata. Kiedy zaczynałam interesować się makijażem, wszyscy szaleli na punkcie pędzli Hakuro - mam ich całkiem sporo i sprawdzają się całkiem nieźle, pomimo upływu czasu i niezliczonych prań. Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o Zoevie, chociaż hype na markę jest chyba nawet większy. Pędzle jak pędzle - są ładne, kuszą kolorkami, ale są też potwornie drogie. A działają dokładnie tak samo jak inne, same nas nie pomalują ;) Uważam, że w pędzlach do malowania powiek włosie jest za rzadkie i za miękkie (np.: nr 229, 227), w ogóle pędzel 227 jest tak obcięty, że aż bezużyteczny. Ogólnie rzecz biorąc to nie są złe pędzle, po prostu są przereklamowane i nie kupię ich więcej ;)

Podkład Bourjois Healthy Mix
Miał działać jak krem bb, stapiać się ze skórą, być naturalny i nawet zawierać witaminy. W praktyce zaczyna się świecić właściwie od razu, nie ma krycia, a jednak jest brzydko widoczny na skórze. Kupiłam go na lato bo wydawało mi się, że będzie lekki i idealny na upały. No właśnie. Wydawało mi się. Tyle, że pół YouTuba mówi, że jest taki super bla bla bla... Dla mnie on nawet nie jest przereklamowany, to po prostu bubel :)
Za to korektor pod oczy jest boski, tak btw ;)

Palety Sleek
Miały mieć piękne kolorki i przystępną cenę. W praktyce - cienie są słabo napigmentowane i osypują się. Sleek w momencie szczytu popularności był chyba pierwszą firmą, która wypuściła dużo odcieni palet na raz i dlatego wszystkie dziewczyny dosłownie się na nie rzuciły. 

Sleeka nie ma na zdjęciach bo oddany. Niestety, nie wykorzystał drugiej szansy.
Beauty Blender
Od razu powiem - używam go codziennie, jest fajny i działa, ładnie nakłada podkład, efekt airbrusch i w ogóle tak super. ... Tylko, że tańsze gąbki też tak działają. Dokładnie tak samo, naprawdę. Miałam gąbeczkę z Real Techniques i kilka no name - wszystkie są tak samo dobre! Beauty blender kosztuje minimum 69  złotych, a to moim zdaniem dużo, jak za tego typu produkt; gąbka z Real Techniques to już 25 zł. Różnica w cenie jest trudna do wytłumaczenia i dlatego właśnie BB zasługuje u mnie na miano przereklamowanego.

Sztuczne rzęsty Ardell
Kolejny produkt, który miał być hitem, a u mnie się do końca nie sprawdził. Używałam rzęs wielu różnych firm, moja ulubiona to Eyelure, ale miałam też pudełko rzęs z Primarka i wow, były ok. Do Ardell mam taki zarzut, że ich rzęsy są dla mnie jakieś jednorazowe. Innych firm potrafię używać nawet 10 razy, da się je wyczyścić i po powrocie do pudełka wyglądają jak nowe. A Ardell za drugim razem wyglądają jak po wojnie =.=" 



Nie mówię, że te rzeczy są złe (niektóre są ;) , po prostu naprawdę spodziewałam się więcej, sądząc po tym, ile ochów i achów usłyszałam. Mam wrażenie, że wiele osób kupując coś drogiego, za wszelką cenę stara się przekonać innych, że "TO DZIAŁA!", albo chociaż "To działa lepiej niż tańszy zamiennik", bo głupio im przyznać, że wyrzuciły pieniądze w błoto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz